Quantcast
Channel: Balbina Ogryzek
Viewing all 74 articles
Browse latest View live

YVES ROCHER seria sebo vegetal - dla osób z cerą tłustą i mieszaną

$
0
0
Macie czasem uprzedzenie do jakiejś firmy kosmetycznej z kompletnie nieznanych Wam przyczyn? Ja tak mam do Yves Rocher od zawsze, odkąd pamiętam. Zdaje się, że raz coś u nich kupiłam, jakieś sto lat temu, ale nawet nie pamiętam co. Wiem, że mnóstwo osób poleca ich żele pod prysznic i coś tam jeszcze, ale jeśli firma mnie nie interesuje, to takie informacje wpadają jednym uchem, a wypadają drugim. 

yves rocher

Szczerze mówiąc bardzo się ucieszyłam, kiedy we wrześniu otrzymałam ten zestaw na spotkaniu blogerek. Może niesłusznie jej nie lubię? Może niesłusznie unikam YR? Miałam szansę się przekonać, zwłaszcza, że mam cerę mieszaną, która lubi się ostro świecić w strefie T, jeśli jej nie przypilnuję. 

Otrzymałam maseczkę oczyszczającą,oczyszczający płyn micelarnyiserum zwężające pory. Pod każdą nazwą jest odnośnik do opisu producenta, gdybyście miały ochotę poczytać.

Zacznę od największego rozczarowania. Kocham sera do twarzy i codziennie jakiegoś używam, rezygnując zazwyczaj z kremów. Opis serum zwężającego pory wskazuje, że będzie idealny na rano pod makijaż. Nie był. Pachnie słodko, zielonym jabłuszkiem i  jest bardzo rzadkim żelem, łatwo go rozprowadzić. Momentalnie się wchłania i... zaczynają się schody. Przede wszystkim wysusza mi skórę, przez co wydaje mi się, że strefa T błyszczy się szybciej niż zwykle. Nie zauważyłam zwężenia niczego, a już na pewno nie porów. Może matuje, ale kto to wie, bo nie udało mi się nałożyć na niego żadnego podkładu - każdy się rolował. Jakby tego wszystkiego było mało, chyba jestem na niego uczulona. Piszę chyba, bo nigdy nie wytrzymałam z nim na twarzy dłużej niż godzinę. Ale w ciągu tego krótkiego czasu czułam szczypanie i swędzenie. Choć może to było przez nadmierne wysuszenie skóry...? Tak czy siak, nie dla mnie ci on. Aha, na plus, że nie zapycha mi cery, nie powoduje zmian, ale to słabe pocieszenie. Choć wrażliwe cery powinny uważać, ma silikon na początku składu. Zużyłam niecałą jedną dziesiątą opakowania, a że termin ważności jest do września 2016 (alkohol na drugim miejscu w składzie pewnie dobrze zakonserwował) to go komuś oddam. Macie ochotę go wypróbować? Jeśli znajdą się chętni dam znać na facebooku.


Cena regularna - 72 zł
Aktualna promocja - 45 zł KLIK

Skład serum: Aqua, Glycerin, Alcohol, Silica, Dimethicone, Hydroxyethyl, Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurathe Copolymer, Zea Mays (Corn) Starch, Malic Acid, Centaurea Cyanus Flower Water, Zinc Gluconate, Aphloia Theiformis Leaf Extract, Sodium Hydroxide, Salicylic Acid, Parfum/Fragnance, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid
_________________________________________________________________________

Dalej jest ciut lepiej - mówię o oczyszczającej maseczce. Kocham glinki miłością absolutną i maseczkę na ich bazie naprawdę trudno zepsuć. Są lepsze i gorsze, ale każda jakoś tam podziała. Ta maseczka jest właśnie z kategorii 'jakoś tam podziała.' Niby czuć odświeżenie i może nawet delikatne zwężenie porów przy regularnym stosowaniu, ale nie rzuciła mnie na kolana. Fakt, oczyszcza cerę, ale po maseczkach oczekuję naprawdę dużo. Jak już znajdę czas i się wymaśklam na ok 20/30 minut, to chciałabym, żeby moja skóra konkretnie na tym skorzystała. Dlatego zużyłam ją do końca, ale nie planuję powrotu. No i skład jak na glinkową maseczkę mógłby być fajniejszy. Poza tym, źle mi się ją rozprowadzało, jakaś taka gumowato-klejąca była. Nie wiem, czy to dlatego, że doszłam do idealnej konsystencji moich samorobionych glinkowych maseczek? A może dlatego, że ostatnio miałam same fajne konsystencje maseczek kupionych? Może to dlatego taka wybredna jestem?
 
Cena regularna - 39 zł
Aktualna promocja - 23,90 KLIK
 
Skład: Aqua, Kaolin, Zea Mays (Corn) Starch, Methylpropanediol, Alcohol, Stearalkonium Hectorite, Cetyl Alcohol, Centaurea Cyanus Flower Water, Ceteth-20, Phenoxyethanol, Benzyl Alcohol, Hydroxyethylcellulose, Aalicylic Acid, Acrylates/c10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Cocamidopropyl Betaine, Parfum/Fragrance, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Tocopheryl Acetate, Sodium Hydroxide, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Tocopherol.
_________________________________________________________________________
 
No i ostatni punk programu - płyn micelarny 2 w 1. Pachniał zielonym jabłuszkiem i zużyłam go bardzo szybko. Moim ulubieńcem w tej kategorii jest osławiona Bioderma oraz Pharmaceris, ale ten też był całkiem OK. Dobrze zmywał makijaż i nie wysuszał, nie podrażniał. Producent mówi, że jednocześnie tonizuje skórę, ale ja i tak po płynie micelarnym myję ją żelem lub olejkiem i wtedy dopiero tonik. Nie zauważyłam przy nim żadnych pielęgnacyjnych efektów - no bo jak, soro zmywałam nim tylko makijaż. Ale z tej całej trójki, to właśnie jego polubiłam najbardziej. 

Cena regularna - 29 zł
Aktualna promocja - 19, 90 KLIK

Skład: Aqua, Methylpropanediol, Centaurea Cyanus Flower Water, Butylene Glycol, Peg-40 Glyceryl Cocoate, Phenoxyethanol, Benzyl Alcohol, Sodium Coceth Sulfate, Oleth-20, Parfum/Fragrance, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Caprylyl Glycol, Sodium Benzoate, Tetrasodium Edta, Citric Acid, Potassium Sorbate. 
_________________________________________________________________________
 
Podsumowując - nie zamierzam wrócić do żadnego z tych kosmetyków. Niestety, ta seria nie pokonała mojego uprzedzenia do marki i wciąż mnie do niej nie ciągnie. A, jeszcze jedna uwaga. Zabawne wydaje mi się też, że wspólny składnik całej serii, specjalnie opracowanych przez naukowców YR puder z korzenia tarczycy bajkalskiej, który ma mieć zatrważające właściwości matujące i oczyszczające, znajduje się w składzie na smutnym szarym końcu. Po zapachu. Może dlatego, że to taki mocny składnik?

Znacie, lubicie, co myślicie? I czy ochotę wyrazicie, żeby serum przetestować. Końcówka mi się nie zrymowała :(
 
yves rocher

yves rocher

yves rocher
yves rocher
yves rocher
yves rocher


Trzy słodkości od Bomb Cosmetics - świece w puszce

$
0
0
Rzadko opisuję zapachy. Nie wiem, czy znajdziecie na blogu choćby jedną recenzję wosku, świecy czy innego pachnidła. Ale to nie tak, że ich nie używam! Po prostu uważam, że dobra recenzja zapachu nie jest łatwa do napisania i nie czułam się na siłach. Czy to będzie dobra recenzja? Nie wiem, ale nie mogłam odmówić sobie przyjemności opisania tych trzech smakołyków od Bomb Cosmetics.

świece w puszce

Na początku muszę wspomnieć, że moim najważniejszym wyznacznikiem w kupowaniu jakichkolwiek pachnideł jest moja skłonność do mdłości. Wiem, powtarzam to jak mantrę, ale to ważne przy opisach zapachów. Takich, które powącham i podobają mi się bardzo, jest całe mnóstwo. Ale jedynie niewielka część nie powoduje u mnie przy dłuższym wąchaniu mdłości. Brzmi banalnie, ale wiem, że są osoby, które doskonale mnie rozumieją.

Na świece Bomb Comsetics zachorowałam już dawno, dwie z nich pojawiły się w mojej wrześniowej wishliście. Po pierwsze, bo są w puszkach, a ja lubię puszki. Po drugie, bo są kolorowe i słodkie. Po trzecie, bo naczytałam się wiele pozytywnych recenzji. Tak, blogi mają siłę.

sugar and spice

Bomb Cosmetics Sex on Fire little hottie - po nazwie spodziewałabym się raczej drzewa sandałowego z wanilią, czy coś w typie standardowych zmysłowych nut zapachowych. A tu świeżo i owocowo. Nie, że mi się nie podoba, ale zaskoczenie spore. Wyraźnie czuję cytrusy i ananasa, osłodzone odrobiną kwiatowego zapachu. Zapach jest intensywny, ale bardzo przyjemny i kompletnie nie mdlący. Mogłabym cały dzień spędzić z nosem w środku puszki, tak mi się podoba. Dodatkowo, no wiecie... Kings of Leon - Sex 0n Fire. ;-)

next please!

Bomb Cosmetics Jelly Baby bootylicious - ten zapach mogłabym opisać jednym słowem - żelki! Ale to nie takie proste, bo to nie takie zwykłe żelki. Po odkręceniu wieczka w nos uderza słodki i soczysty zapach różowych żelek z wykręcającym usta kwaskowatym cukrem. Im dłużej wąchasz, tym żelki zmieniają się z kwaśnych w samą słodycz, nadzianą malinowym, truskawkowym lub wiśniowym syropem. Miłośnicy żelków, jesteście tu? I choć słodycz jest taka intensywna, to kompletnie nie męczy. Słodki ideał.

and the last but not least!

Bomb Cosmetics Paradise Lost return to eden! - tej świecy nie miałam w planach. Jednak przechodząc kiedyś obok stoiska z zapachami Bomb Cosmetics, poniuchałam kilka na chybił trafił. Paradise Lost? Ja swój raj już odnalazłam! Nigdy bym nie uwierzyła, że zachwyci mnie kwiatowa mieszanka, nie lubię takich zapachów. Co prawda kompozycja doprawiona jest cytrusami, ale delikatnie, chyba tylko po to, by podbić kwiatowe nuty. Producent podaje, że to jaśmin, róża, lilia i fiołek zamknięte w akordzie bursztynu, piżma i mchu. Mój nos jest za mało wyrafinowany, by wyodrębnić te wszystkie nuty. Mogę tylko powiedzieć (napisać): powąchajcie przy okazji!

Co łączy te trzy świece?

Przede wszystkim, każda z nich pachnie cudownie nawet bez odpalenia. Wystarczy odkręcić wieczko i już... w pokoju unosi się wyraźny, ale niemęczący zapach. Dlatego tak długo zajęła mi decyzja, żeby je w końcu zapalić. Bałam się, że to wszystko zepsuje i będę musiała je skrytykować :D Stały sobie na półce i od czasu do czasu którąś z nich otwierałam, żeby ładnie zapachniało. Na szczęście po odpaleniu pierwszej (Sex on Fire) mogłam odetchnąć z ulgą, bo niczym mnie nie rozczarowały. Pachniało nieco intensywniej i zapach w minimalnym stopniu się zmienił, widocznie ciepło uwydatniło jakieś nuty wcześniej uśpione. Ale wciąż było przyjemnie. Palą się dość równo. Dość - bo trzeba pilnować knota, by nie był dłuższy niż 5 mm. Raz się zagapiłam i zasmoliłam nieco brzeg puszki.

Cała trójka pasuje mi wyjątkowo. Jednak gdyby ktoś przystawiłby mi pistolet do głowy i zagroził, że wysadzi w powietrze wszystkie plantacje czekolady (wszyscy wiemy, że czekolada to warzywo), to wybrałabym Paradise Lost. Jest słodki, kwiatowy, ale bardzo delikatny i działa na mie uspokajająco. Możliwe, że mój wybór byłby podyktowany zaskoczeniem, jakie wywołała u mnie ta kwiatowa kompozycja. Że co? Że ja od teraz będę lubić takie zapachy?

jelly baby
sex on fire
paradise lost
bomb cosmetics paradise lost

bomb cosmetics jelly baby
bomb cosmetics sex on fire


Jeśli lubicie takie słodkości, zapraszam Was na moje konto na Instagramie, gdzie do wygrania macie prześliczną świece w kształcie deseru Bomb Cosmetics ripple-licious. Z bitą śmietaną. Z posypką. Pachnie tak, że od razu jestem głodna. I to nie głodna w rodzaju mam-ochotę-na-kanapkę, ale zjadłabym-ten-wielki-słodki-deser-co-ma-milion-kalorii głodna. Dlatego Wam ją oddaję. W imię diety.

Nie lubię zabaw na Instagramie, gdzie trzeba udostępnić kogoś zdjęcie. Nie lubię i już. Może zmienię zdanie za niedługo, w końcu jestem tam od niedawna i wiele rzeczy jest dla mnie nowych. Ale najbardziej podobają mi się takie, gdzie samemu trzeba zrobić zdjęcie, bo... w końcu to Instagram. Dlatego jeśli macie ochotę wygrać słodką świecę, to wystarczy zrobić słodkie zdjęcie (słodycz może być dosłowna lub w przeności) i odpowiednio je otagować. Zasady są tutaj: KLIK

Jednocześnie do wygrania jest świeca w puszce Bomb Cosmetics Sugar and Spice - KLIK
bomb cosmetics ripple-licious

Macie swoich faworytów od Bomb Cosmetics? Polecicie mi jakieś soczyste owocowe zapachy?

Miłego dnia! :*

Paradoks Ogryzka - dlaczego nie ćwiczę, chociaż lubię?

$
0
0
Paradoks. Wikipedia podaje, że to 'twierdzenie logiczne prowadzące do zaskakujących lub sprzecznych wniosków.' Poznajcie moje logiczne wywody, które nie prowadzą do niczego.

No bo jak to jest, że .........

nie chce mi się ćwiczyć


... gdy jadę rowerem, to świat jest taki piękny. Przemierzam kilometr za kilometrem, odpoczywam, wyciszam się. Włączam muzykę, jeśli mam ochotę, a jak nie, to słucham świergotu ptaków. Wdycham wszystkie wiejskie zapachy - na upajającym bzie począwszy, przez cierpkość skoszonych traw, aż po niezbyt przyjemną woń stajni i kurników. Ale i ten zapach jest potrzebny, choćby po to, by przyspieszyć i wycisnąć kilka dodatkowych kropli potu. Spotykam bociany, sarenki, bażanty i mnóstwo małych, kolorowych ptaków, których nazw nie znam. I tak jadę, i męczę się, i odpoczywam jednocześnie. Myśli mi się w głowie układają jak klocki w Tetrisie. Spalam kalorie i taka z siebie dumna jestem, że się zmobilizowałam do jakiegokolwiek ruchu. Wracam do domu po 30 lub 40 przejechanych kilometrach. Zmęczona, ale szczęśliwa. Mam ochotę tylko na zdrowe jedzenie, nie żadne tam świństwa. Biorę prysznic, kładę się spać, zasypiam natychmiast, śpię jak małe dziecko, budzę się z nowym zapasem sił i uśmiechem na ustach. No, sielanka jednym słowem! Więc dlaczego, do jasnej Anielki...

motywacja do ćwiczeń

... gdy siedzę w domu na sofie z laptopem na kolanach. W pozycji w której kręgosłup woła o pomstę do nieba. Z zapasem czekoladek, żelek, pianek czy innego cholerstwa na stole. Z takim chaosem w głowie, że nawet greccy bogowie nie potrafiliby się z niego wyłonić. Zmęczona, zła i nieszczęśliwa. Z bolącą głową, niewyspana i obrażona na cały świat. Wszędzie pyka, strzyka, kłuje, boli. Kładę się do łóżka, ale nie mogę zasnąć. Jak już zasnę, to nie mogę rano wstać. A jak już wstanę, to funkcjonuję w trybie zombie. Więc dlaczego, ja się pytam, nie ruszę tyłka i nie pójdę na rower?

motywacja do ćwiczeń

Zdradźcie mi tajemnicę, jak motywują się Ci wszyscy fit-ludzie, bo mam wrażenie, że mój leń pobija wszelkie dopuszczalne normy.

PS. Wielkie podziękowania kieruję do Pauli z bloga onelittlesmile.pl, za podsunięcie darmowych stocków ze zdjęciami :)) przydadzą się!

Ogryzkowy Maj - spotkania, nowości, wiele radości.

$
0
0

Minął już piąty miesiąc nowego roku (to jeszcze nowy rok czy już stary?). Mój ulubiony miesiąc odkąd pamiętam, bo wszystko kwitnie, pachnie, lata i ćwierka. Szkoda jedynie, że tegoroczny maj nie rozpieszczał nas pod kątem pogody. Ale nic to, i tak było fajnie. Zaraz Wam pokażę, dlaczego.


Weekend majowy spędziłam leniwie, tylko po to, by odpocząć. Bo już 8 maja stawiłam się w Rzeszowie na Rynku, zebrałam kilka wspaniałych dziewczyn i wyruszyłyśmy na podbój Douglasa. O samym spotkaniu opowiem Wam innym razem, ale... mogę zdradzić, że było tak interesująco, że mam za sobą zakupy kosmetyków polecanych przez prowadzące. 


W maju miała miejsce wielka przecena kosmetyków kolorowych w Rossmannie. Och, cóż to była za promocja! Kto o niej nie słyszał! Kto się oparł i nie wydał złotych monet! No, nie ja, z pewnością. Na szczęście kusiły mnie jedynie szminki i inne około ustne produkty. Inaczej na pewno bym zbankrutowała. No i szampon Petal fresh wpadł przy okazji, znacie go? To, zdaje się, nowość w Rossmannie?



Dzięki Costasy.plmam przyjemność wypróbować kilka kosmetyków do twarzy Lulu&Boo. Nie oparłam się i jeszcze dokupiłam maskę do włosów. Testy w toku. Nie ukrywam, że sprawiają mi wiele radości.


Wiecie co to są Secrets of Beauty? To nierutynowe spotkania blogerów organizowane przez Michała. Marzyły mi się już te zeszłoroczne (wypadały dokładnie w moje urodziny!), ale akurat wtedy byłam w Rzymie. W tym roku też miały mnie ominąć (rodzinna uroczystość), ale okazało się, że została przesunięta. Zgłosiłam się na listę rezerwową dosłownie w ostatniej chwili i zostałam przyjęta do szczęśliwego grona blogerów ♥ Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam! Nie dość, że takie spotkanie, nie dość, że nad morzem, to jeszcze z takimi ludźmi! Relacja ze spotkania pojawi się w osobnym poście, no ale nie mogłam nie wspomnieć.


Co oprócz tego? Przede wszystkim blog przeszedł wielką metamorfozę dzięki cudownej Karolinie, która potrafi przetłumaczyć moje: "a da się zrobić coś takiego, żeby..." na język html. Jestem bardzo zadowolona z nowego wyglądu bloga, choć i stary mi pasował. Jednak aktualny jest dużo bardziej przejrzysty, wygodniejszy i moim zdaniem prostszy w obsłudze. Mam jeszcze parę drobiazgów do dopracowania, jak na przykład uzupełnienie zakładki O MNIE, dodanie kilku etykiet, co na pewno zrobię w wolnym czasie. 

Maj był miesiącem wielkiego konkursu na blogu, w którym do wygrania był kufer kosmetyczny pełen skarbów. Cieszę się, że Wasz odzew był tak duży i tak pozytywny. Uwielbiam organizować konkursy i przyznaję, że tę nagrodę chętnie zatrzymałabym u siebie. Zgłoszeń było tak dużo, że nie wiem, kiedy uda mi się je wszystkie przeczytać.

Dobrze wiedzieć, że tak uwielbiacie konkursy z kuferkami kosmetycznymi, bo już za niedługo podobny ruszy na facebooku. Jednak zawartość będzie inna - głównie ucieszą się włosomaniaczki, tak myślę. 

Oprócz tych dwóch kufrowych konkursów w maju zorganizowałam króciuteńki konkursik na Instagramie ze słodko pachnącą świecą w roli głównej. Zasady udziału tak mi się podobają, że to na pewno była pierwsza, ale nie ostatnia tego typu zabawa.

Przed nami czerwiec, który zapowiada mi się tak pracowicie, jak i ciekawie. W międzyczasie będę musiała W KOŃCU wybrać suknię ślubną, bo wszyscy wpadają w popłoch, kiedy słyszą, że wesele za trzy miesiące a ja jeszcze nie mam sukni. Jeśli chcecie wiedzieć więcej albo być ze mną w trakcie ślubnych przygotowań, zapraszam Was na Instagrama - to tam jestem najczęściej, bo to najszybszy i najwygodniejszy sposób komunikacji.

Miłego dnia!

Pat&Rub - pozornie podobne peelingi do ciała

$
0
0
Proszę Państwa! Przedstawiam Państwu pozornie podobne peelingi Pat&Rub. Prawdopodobnie pielęgnują. Pronaturalne pierwiastki pracowicie przenikają paniusiom pod powłokę, pod parszywy pancerz. Pocierasz plecy, piersi, pośladki, pięty...pif-paf!piękniejesz! Pachną pieprzną pomarańczą. Pedant popatrzy pejoratywnie, ponieważ peeling pozostawia powłokę. Pudełko pechowo pustoszeje, ponieważ paskudny partner-pasożyt podbiera pielęgnacyjny preparat. Produkty powodują pazerność, portfelową pustkę. Parafinowi paranoicy piszą pieśni pochwalne - pesymistycznie przedstawiaja paskudne parabeny, PEG-y, pochodne. Patriotycznie promujmy polski produkt - peeling perfekcyjnym pomysłem podarunkowym.  

Pobajałam, pobajdurzyłam, pitu-pitu... przejdźmy poniżej.

pat&rub scrub

Przez długi czas marzył mi się peeling Par&Rub. Naczytałam się wiele pozytywnych opinii, to po pierwsze. Po drugie bardzo lubię cytrusowe zapachy kosmetyków tej firmy. No i naturalne składy, same wiecie, podziałało. 

WSPÓLNE CECHY - PEELINGI PAT&RUB

Przede wszystkim mają identyczną, na moje oko, konsystencję. Są tak samo gęste i plastyczne. Przyjemnie się ich używa - przyklejają się do ciała i drobinki cukru nie osypują się na dno prysznica. Można masować, masować i masować jak długo ma się tylko ochotę. U mnie jest zawsze nadwyżka ochoty a deficyt czasu, więc chciałabym je szybko zmyć. I tu zaczynają się schody. Może inaczej - przy peelingu rewitalizującym schody są strome i prowadzą na wysoką wieżę, a przy peelingu relaksującym to tylko jeden, mały schodek do przeskoczenia. Co jeszcze mają wspólnego? Na pewno świetne, naturalne, idealnie wpisujące się w ideę firmy Pat&Rub składy. Nie jestem już eko-freak'iem, ale doceniam tak skomponowane kosmetyki. No i jakoś tak lżej mi na sercu (i skórze), gdy wiem, że wcieram oleje i cukier a nie plastikowe drobinki i pochodne ropy naftowej.
 

SCRUB CUKROWY RELAKSUJĄCY PAT&RUB

Relaksujący, czyli ten z zieloną etykietą, jaśniejszy. Pachnie tak jak opisuje go producent - trawa cytrynowa plus słodki kokos. Zapach bardzo mi odpowiada, daję mocnego kopa energii. Mnie nie relaksuje, mnie pobudza do działania! Ale to dobrze, leń jestem, mało co działa na mnie energetyzująco. Grube kryształki cukru świetnie peelingują, uwielbiam go używać. Zmywa się dość szybko - nie tak hop siup i już!, ale jak na scrub cukrowy na bazie olei jest OK. No, trzeba się trochę wysilić i potrzeć rączką wypeelingowane ciałko, bo sam strumień wody go nie zmyje. Scrub relaksujący pozostawia na skórze delikatną, ale wyraźną olejową warstwę. Nie jest drażniąca, nie jest klejąca, ale jest. Robię go tylko raz w tygodniu, bo przy częstszym używaniu pojawiały się wypryski na dekolcie. Widocznie zaklajstrowałam pory i nie mogły, biedactwa, oddychać. Ale peeling oceniam na plus, uwielbiam go używać i pewnie do niego nieraz wrócę. 

Skład: Sucrose, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Decyl Cocoate, Butyrospermum Parkii , Cera Alba, Glyceryl Stearate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Parfum, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Cymbopogon Citratus Herb Oil, Citral, Geraniol, Limonene, Linalool, Isoeugenol, Citronellol

SCRUB CUKROWY REWITALIZUJĄCY PAT&RUB

Z tym gagatkiem mam poważny problem. Bo co z tego, że pachnie cudownie, cytrusowo. I co z tego, że używa mi się go tak samo miło. I co z tego, że świetnie peelinguje, jeśli zostawia na skórze białą gęstą maź. Nie, że olejową warstwę. Nie, że zmywalną. Użyłam go tylko dwa razy i za każdym żałowałam. 

Uśmiechnięty Ogryzek wskakuje pod prysznic, odkręca rewitalizujący scrub, wsadza nos do środka, żeby poniuchać ostre cytruski... Nabiera odpowiednią porcję, szuru-buru, szastu-prastu, nie mam rączek jedenastu - śpiewa pod nosem. Radośnie sięga po prysznicową baterię, zabiera się za zmywanie, i co?... I wielkie zdziwienie. Bo Ogryzek nie pamięta, żeby wysmarował się białym smarem samochodowym. Ogryzek myśli: nic to, tyle mam żeli, płynów, innych peelingów, czymś to przecież zmyję. Ogryzek trze, szuruje, ściera, myje, skrobie, przeklina i dalej ściera. Ogryzka trafia szlag.

Powiedzcie mi, co jest? Czy to moja woda jakoś niefortunnie wpływa na ten peeling? Czy to moja skóra doprowadza scrub do szału i a karę zmienia się w białą maź? Nie wiem. Ale nie wyobrażam sobie użyć go po raz kolejny. Ale co mam z nim zrobić? Jest na to jakiś sposób? 

Skład: Sucrose, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Olus (Vegetable) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Decyl Cocoate, Butyrospermum Parkii , Cera Alba, Glyceryl Stearate, Olive (Olea Europaea) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Parfum, Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit , Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Citral, Geraniol, Citronellol, Linalool, Limonene
 

Cukrowe peelingi to dla mnie tylko dodatek do regularnego złuszczania naskórka. Nie sądzę, bym mogła używać tylko ich i być zadowolona. Często robię peelingi korundem, dość długo używałam rękawicy Kessy, szczotkuję ciało na sucho... 

Znacie te produkty? Kusi Was coś z Pat&Rub? 
 
pat&rub scrub

pat&rub scrub

pat&rub scrub
 

Chcesz poczuć się jak złodziej?

$
0
0
Chcesz poczuć się jak ktoś, kto może mieć wszystko na wyciągnięcie ręki? Wiedzieć, że cały sklep należy do Ciebie, że każda rzecz może być Twoja, że za nic nie musisz płacić? Chcesz poczuć ten dreszczyk emocji? To wyjęcie spod prawa, to wyobcowanie w społeczeństwie...? Prawie jak Robin Hood, który zabierał bogatym i dawał biednym, tyle że w tym wypadku ty jesteś biedny. Chcesz poczuć się jak prawdziwy, profesjonalny złodziej?


... idź do Rossmanna.

Pierwsze kroki 

Nie musisz za wiele robić, nie musisz się zbytnio starać. Wystarczy, że wejdziesz i już - pstryk - zamieniasz się w potencjalnego złodzieja. Od samych drzwi przykleja się do ciebie ochroniarz. Czujesz ten świdrujący wzrok na plecach. Mrówki biegną po karku, choć na nie też trzeba uważać - zawsze mogą coś ukraść. 

Ready, steady, go!

Zaczyna się zabawa. Idziesz, idziesz prosto i nagle myk! robisz unik za regał z antyperspirantami. Myślisz, że jesteś taki przebiegły, że zgubiłeś ogon. Nic bardziej mylnego! Ochroniarz Przyczajony Tygrys już nadchodzi z naprzeciwka. On zna takich jak Ty! Zna ich uniki, nic go nie może zaskoczyć.

Uniki

No chyba, że jesteś dobry w tym, co robisz. Chyba, że wturlasz się pod regał z produktami do depilacji i przeczekasz, aż ochroniarz cię minie i pójdzie dalej. Dobrze, że od kilku sezonów modne są spódnice maxi - możesz przykucnąć pod jedną z nich, ale uważaj - jedna spódnica to jedna kobieta - a jeśli ona też chciałaby coś ukraść? Nie przeszkadzaj jej! Koledzy po fachu muszą się szanować!

Sztuka kamuflażu

Dla zmyłki możesz nałożyć na twarz barwy wojenne - przy szafach z kosmetykami kolorowymi są testery szminek, cieni, podkładów... No, wiadomo, że użyjesz testerów. Ty zawodowy złodziej jesteś, nie będziesz otwierał pełnowymiarowych produktów! Ukradniesz je sobie po prostu później.

Punk kulminacyjny

Udało Ci się go zwieść? Udało Ci się go oszukać? Zgubiłeś ogon w alejce między pampersami a przetartymi owocami dla bobasów? To teraz nadszedł ten czas... 



Możesz wybrać kosmetyk, po który przyszedłeś i pójść do kasy. Zapłacić i cieszyć się, że ochroniarz z Rossmanna wyzwala w Tobie tylko złodzieja, a nie mordercę. 

Choć jeszcze kilka takich zakupów i będę zmuszona napisać tekst pt. 'Chcesz poczuć się jak morderca? Chcesz poczuć żądzę krwi, buchającą jak nagazowana butelka coli adrenalinę, parę strzelającą z uszu jak postać z kreskówki? Idź do Rossmanna.  '

Jak popełnić samobójstwo?

$
0
0
Nadszedł ten dzień, kiedy moje problemy mnie przerosły i szukam sposobów na skuteczne samobójstwo. Nie mam wyjścia. Nie wierzę, że sytuacja się zmieni. Nie wierzę, że się poprawi. Może być tylko gorzej. Nie dbam o to, co pomyślą inni, jestem nikim. Chcę tylko przestać myśleć.

jak najlepiej się zabić


...


Podobne myśli kłębią Ci się w głowie? Nie jestem psychologiem ani terapeutą, nie powiem Ci, że coś musisz... powinieneś... zrób koniecznie. To Twoje życie i tylko Ty możesz zdecydować. 


Ale odłóż to na jutro. Pogadaj z kimś.


116 123– Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111– Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002– Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800– „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej


Na pewno jest na świecie takie miejsce, gdzie będziesz szczęśliwy. Kto Ci zabroni wyjechać, poznawać świat, ludzi? Widziałeś kiedyś Wielki Kanion? Nigdy nie popełnię samobójstwa, zanim nie popływam w morzu z delfinami. Na śmierć zawsze będzie czas.



Sekrety urody, które poznałam nad morzem.

$
0
0
Morze. Plaża. Piasek. Zachodzące słońce. Grono czarownic zebrane dookoła ogniska z zaciekawieniem wsłuchuje się w opowieści czarodzieja, który zdradza tajniki urody. Ogień płonie, złowieszczy chichot czarownic roznosi się po całej nadmorskiej miejscowości. Mówią o wywarach, o składnikach, o ekstraktach i ziołach. Mają chochlę, będą kręcić mikstury w kociołkach. Myślicie, że przesadzam? Otóż, ani trochę! 

secrets of beauty

W dniach 22 - 24 maja uczestniczyłam w III edycji nierutynowego spotkania blogerów organizowanego przez Michała - SECRETS OF BEAUTY. Podróż na drugi koniec Polski i z powrotem do najprzyjemniejszych nie należy (o, chorobo lokomocyjna!), ale dawno już o niej zapomniałam, więc ciii... skupmy się na konkretach. Spotkanie odbyło się w Jastrzębiej Górze w Ośrodku Natura Park, który nas ugościł na bogato - spanie, przepyszne jedzenie, trzy kroki nad morze - żyć, nie umierać! 

Piątek zaczęłam od kilkugodzinnego spaceru brzegiem morza, który idealnie zregenerował moje zmęczone podróżą ciało i umysł. Po powrocie do ośrodka wchodzę do mojego pokoju i przerywam komuś błogi sen... Ktoś śpi w moim łóżeczku, miałam krzyknąć, ale zamiast Złotowłosej, zobaczyłam Rubinowowłosą. Minizawał, obudziłam ANGEL we własnej osobie! Jednak już po sekundzie miałam wrażenie, że znamy się sto lat i jeden dzień dłużej. Przed samą kolacją przybył Es Flores - kliknęło między nami 'od pierwszego wejrzenia' i Ola, którą miałam okazję poznać już wcześniej, ale tylko przelotnie, tu nadrobiłyśmy. W imię zasady - brzuszki pełne, blogerki szczęśliwe, najadłam się po same uszy i cała nasza wesoła czwórka udała się na warsztaty marki ILUA. Powiem Wam szczerze, że słuchanie takiej charyzmatycznej, doświadczonej osoby, która wie, co robi i co mówi, to sama CZYSTA przyjemność. Pani Magda Aleksandrowicz, właścicielka marki, oprócz prezentacji kosmetyków Ilua, poruszyła tematy marketingu, kosmetyków świeżych, kosmetyków samorobionych i mnóstwo innych. Było na tyle ciekawie, że po głównej prezentacji, przeniosłyśmy się z Panią Magdą do stołówki, żeby kontynuować rozmowę. Miałam przyjemność wypróbować jeden ze świeżych kosmetyków marki Ilua, ale o tym niebawem. A wieczór - wiadomo - nad morzem ♥
secrets of beauty
Sobota była dniem wypełnionym warsztatami. Na początek przywitała nas Pani Magdalena Zwolińska, prezes marki Biolonica, i zaprezentowała krem, który stworzyli uczestnicy wcześniejszego spotkania Secrets of Beauty! Później... kręciliśmy swój własny krem! Świetna sprawa, mnóstwo zabawy, ale jednocześnie zdobyłam wiele ciekawych informacji. Łączenie fazy wodnej z olejową i ubijanie kremu, który zmienia się w budyń o konsystencji chmurki - bezcenne. Sami dobieraliśmy kompozycję zapachową - razem z Angel postawiłyśmy na cytrusy i to była dobra decyzja! Krem mam do dziś, przepięknie pachnie i świetnie nawilża.

secrets of beauty
Następnie miałyśmy okazję zapoznać się z nowościami marki Verona. Wiecie same, ja w twarzowych malunkach mistrzem nie jestem, kolory cieni - choć piękne, nie porywają serca mego, bo pewnie i tak nie potrafiłabym ich użyć. Za to bardzo zainteresowały mnie bazy pod makijaż, zwłaszcza zielona, która świetnie kryje wszelkie zaczerwienienia. Jest też rozświetlająca i choć nie przepadam za takim efektem, to użyłam już jej wielokrotnie, bo niesamowicie wydłuża trwałość podkładu! Ciekawostka: kosmetyki tej marki są znane na całym świecie!
 secrets of beauty
Kolejny warsztat, to wachlarz zapachów i kolorów. Małgosia z Craft'n'Beauty umożliwiła nam zabawę w kreatora wosków zapachowych - sami dobieraliśmy kolory i olejki, mieszaliśmy i kombinowaliśmy, żeby stworzyć zapachy dla nas idealne. I tak najbardziej na świecie podoba mi się efekt zastygania tego wosku - jak dzieło Dziadka Mroza na szybie w zimowy dzień. ♥
secrets of beauty
Ostatnie warsztaty to nowości marki GOSH, EYLUREiELEGANT TOUCH. Co to oznaczało w praktyce? Mnóstwo informacji o kosmetykach kolorowych Gosh, testowanie, malowanie, oglądanie. Jestem zakochana w pomadkach! Udało mi się namówić Agwer (która nie wytrzymała, widząc moje nieudolne próby) na pomalowanie mi brwi. ♥ pięknie wyszło, żałuję, że sama tak nie potrafię.
secrets of beauty

Marka Eylure oferuje mnóstwo przeróżnych wzorów sztucznych rzęs, a naszym zadaniem było je sobie dokleić. Tak, doklejałam rzęsy pierwszy raz w życiu! Ale nie wybiłam sobie oka, więc uznaję to za sukces! Na sam koniec w nasze ręce trafiły... paznokcie samoprzylepne. Przyznaję, podchodziłam sceptycznie, ale zmieniłam zdanie, gdy tylko je sobie dokleiłam. Nie dość, że wyglądają bardzo naturalnie, jest mnóstwo wzorów i kolorów do wyboru (najbardziej podobały mi się paznokcie Esa), to jeszcze są bardzo trwałe - nosiłam je jakieś dwa tygodnie!
secrets of beauty
A wieczorem... morze, plaża, zachód słońca, drinki, długie rozmowy, ognisko, żarty, śmiech... nie sposób wszystkiego opisać, musiałabym wydać książkę. Ale jedno jest pewnie - było wspaniale! Poznałam sekrety nie tylko urody! :-)
secrets of beauty
Wróciłam pełna wrażeń po tylu ciekawych warsztatach (nic tam nie było przypadkowo!) i po spotkaniu tylu wspaniałych ludzi ♥ Michał nie tylko zapewnił nam spanie, jedzenie, genialne wykłady, świetną zabawę i atmosferę, ale jeszcze upiekł dla nas muffinki♥♥♥ które niestety zniknęły w ciągu sekundy! Dodatkowo, nad naszą dietą pieczę sprawowały słodkości od firmy Mieszko!

secrets of beauty
Gorąco dziękuję Michałowi za możliwość uczestniczenia w TAKIM wydarzeniu! Wszystkim uczestnikom, których mogłam poznać lub odnowić znajomość! Firmom, bez których Secrets of beauty by się nie odbyło! ♥♥♥

secrets of beauty


AKTUALNA PIELĘGNACJA TWARZY - lipiec 2015

$
0
0
Ostatni taki post pojawił się... 9 miesięcy temu. Zmieniły się produkty, ale nie główna zasada - wciąż staram się nie przesadzać z ilością kosmetyków. Choć wiele z Was uważa, że moja aktualna pielęgnacja twarzy jest skomplikowana, ja myślę, że jest aż ZA prosta i niewyszukana. Hej, nie używam przecież wszystkiego na raz! :-) Pielęgnacja twarzy z sierpnia zeszłego roku była zdecydowanie bardziej rozbudowana - tonik z kwasem, krem pod oczy, samorobione maseczki... A teraz?



Demakijaż

Najlepsza z najlepszych, królowa wszystkich miceli - Bioderma Sensibio H2O. Co tu dużo pisać, jest mistrzem świata. Zmywa dokładnie, szybko i nie podrażnia. Rzadko używam samego micela (na to tonik i spanko, jeśli jestem naprawdę nieżywa), częściej zmywam nim oczy a całą twarz myję żelem Lulu&Boo. Kończy się, chlip. To naprawdę świetny żel. Mam go od bardzo dawna, szczerze uwielbiam i... co za wydajność! Po żelu nadchodzi czas na tonik. Od niedawna w tej roli występuje Powiernica Królowej Lodu marki ILUA. Tak, to jest nazwa toniku do twarzy, czysta poezja. Wiem, że wiele z Was nie traktuje toników poważnie - też myślałam, że to niepotrzebny punkt programu. Jednak wystarczy trafić na dobry kosmetyk, który faktycznie zadziała.

kosmetyki do twarzy

Nawilżanie

Nawilżanie to trudna kategoria w mojej pielęgnacji twarzy. Mam skórę mieszaną, która szybko się odwadnia. Z jednej strony muszę dbać o poziom nawilżenia, z drugiej nie mogę jej obciążyć, natłuścić za mocno i tak sobie balansuję na linie w powietrzu. Podczas ostatnich upalnych dni moim sposobem na nawilżenie była wodna mgiełka Pat&Rub a na to ekoampułka nr 2. Ale nie lubię jej. Zdecydowanie wolę nr 1 lub 3 i to do nich właśnie będę wracać. W dni o przyzwoitej dla Europejczyka temperaturze używam na noc serum liftingujące Lulu&Boo. Wybrałam go, bo ma olej z dzikiej róży w składzie, a kiedyś go bardzo lubiłam ♥ A na rano, jeśli czuję, że skóra twarzy prosi o nawilżenie, wybieram krem do twarzy z wyciągiem z pokrzywy. Podoba mi się jego działanie pielęgnacyjne, ale chyba jest dla mnie za ciężki...

pielęgnacja twarzy

Oczyszczanie / Peeling

Jeśli chodzi o peeling, to niewiele się zmieniło. Jako mechaniczny stosuję korund, który znam, kocham i używam od tak dawna, że nie wiem, co jeszcze mogę o nim napisać. Chyba tylko to, że nigdy, przenigdy z niego nie zrezygnuję. Od roku używam peelingu enzymatycznego Phenome... Tak, wiem, że ma jedynie półroczny termin ważności! To po prostu moje drugie opakowanie :D Niewiele wiem o peelingach enzymatycznych, ale ten mi odpowiada, więc chwilowo nie chce mi się testować nowości. Solennie obiecuję recenzję - zdjęcia czekają od jesieni! Z jarzębiną! Nie mam kompletnie czasu na wymyślanie i mieszanie własnych maseczek, dlatego z wielką radością używam gotowych. Zwłaszcza, że są naprawdę dobre! Nie tak, jak w mojej listopadowej pielęgnacji twarzy - wtedy poszłam na łatwiznę, ale się nie opłaciło. Teraz jestem bardzo zadowolona, bo zarówno oczyszczająca maseczka z wyciągiem z morszczynu pęcherzykowatego (fajnie brzmi, no nie? jak składnik wywaru czarownicy) jak i maseczka na bazie białej glinki Phenome spisują się świetnie. Obie gorąco polecam, zwłaszcza osobom o cerze tłustej czy trądzikowej.

pielęgnacja twarzy

Pielęgnacyjne dodatki

Jeśli mam pecha i jakieś dziadostwo pojawi się na twarzy, traktuję to żelem SVR Cicapeel, który zawiera 14% glukonolaktonu. Przed wyjściem na zewnątrz na usta ląduje mój mały makaronik od It's skin. Wieczorem w usta wcieram ten sam krem lub serum, co na całą twarz. Podobnie ze skórą pod oczami - nie używam nic specjalnego, bo nie widziałam efektów. 

kosmetyki do twarzy

Pielęgnacja twarzy - próbki

Od czasu do czasu 'kosztuję' sobie po jednej próbeczce - głównie kosmetyków Artemis i marki własnej Douglasa. Pierwsze wrażenie bardzo dobre! Zwłaszcza serum na noc Artemis zrobiło na mnie wielkie wrażenie!

aktualna pielęgnacja twarzy

Jestem bardzo ciekawa, czy uważacie ten kosmetyczny zbiór za wystarczający czy zbyt przeładowany? Ja jestem zadowolona z mojej aktualnej pielęgnacji twarzy - oczywiście trafiają się gorsze dni, ale trzymam ją w ryzach. Jedyne czego mi brakuje to jakiegoś kwasu, ale nie zawsze pamiętam o ochronie przeciwsłonecznej, więc na razie nie ryzykuję. Jak jest u Was? Znacie te produkty?

Zestaw do hybryd - jaki wybrać?

$
0
0
Nigdy nie myślałam, że to napiszę, ale klamka zapadła - kupuję zestaw do hybryd. Teraz muszę się zastanowić jaki wybrać. Jaka lampa? Jaka marka lakierów? Odtłuszczacz, top, baza, zmywacz? Co jeszcze trzeba wiedzieć, zanim zacznę bawić się w lakiery hybrydowe?

zestaw do manicure hybrydowego
Zaledwie kilka tygodni temu zarzekałam się, że na pewno nie będę nakładać hybryd sama. Fajne są, to prawda, już moja pierwsza hybryda w życiu przekonała mnie, że warto je robić. Ale zwykły manicure mi ledwo wychodzi jako tako, ręce mi się trzęsą jak na głodzie, zalewam skórki, robię smugi... Na ważniejszą okazję zawsze mogę udać się do salonu Pani Marty, nie jest daleko, nie jest za drogo, a hybryda położona idealnie. Więc w sumie po co komu zestaw do hybryd?

I nie interesowałam się tematem w ogóle, choć z każdej strony zalewały mnie zdjęcia nowych hybryd, nowych stempli (nawet nie wiedziałam, co to), nowych lamp i wzorków. Dopiero spotkanie z Justyną i Patrycją, które miały piękny manicure hybrydowy nałożony własnoręcznie, skłoniło mnie do małej refleksji. Bo przecież skoro one mogą, to czemu ja nie?

Jednak wciąż nie byłam przekonana czy moje trzęsące się ręce sprostają zadaniu. Dopiero Pani Marta przekonała mnie, że warto spróbować. Bo przecież jeśli za pierwszym razem nie wyjdzie, to nie utwardzę hybrydy lampą, tylko zmyję i spróbuję jeszcze raz. Nie wiem czemu taka oczywistość nie przyszła mi sama do głowy. 

Dlatego teraz rozważam zakup zestawu do hybryd. Szukam, czytam, porównuję i... dalej jestem w lesie. Wiem, że sporo z Was ma duże doświadczenie w tym temacie, więc chętnie poznam Wasze zdanie. Jakich marek używacie, jakie lampy Wam służą? Jakieś wskazówki, rady, które wyszły w praniu? 

Ta hybryda ze zdjęć to Mistero Milano, a top i baza - Geish. Trzymają się u mnie idealnie, odrost po dwóch tygodniach uwieczniłam na zdjęciu poniżej. Wiem, że na samym początku nie będę sama potrafiła położyć jej tak idealnie równo, ale ćwiczenia czynią mistrza. Liczę na Wasze rady i podpowiedzi :-) Podoba Wam się taka malinowa czerwień?

zestaw do hybryd
zestaw do hybryd
lakier hybryddowy odrost

Loki z hairstore.pl. pl - lokówko-prostownica Babyliss PRO

$
0
0
Loki. Marzę o nich całe życie, zrozumie mnie pewnie co druga dziewczyna z prościuchami. I choć tak mi się podobają, zawsze myślałam, że mogę mieć je tylko po wizycie u fryzjera. Miałam w swoim życiu dwie lokówki i żadnej z nich nie umiałam obsłużyć. Jeszcze komuś pokręcić, ok, ale sobie, te długie, plączące się włosy? No way!

lokówka babyliss

Lokówko-prostownicę BaByliss mam już od pół roku. Przyznam się, że wcale nie miałam ochoty kręcić loków po moich wcześniejszych doświadczeniach z lokówkami. Albo nie pokręciły mi się w ogóle, albo poodginały od tej łapki, co przyciska włosy do lokówki i z reguły zawsze się mocno poparzyłam. Próbowałam kręcić je w rękawiczkach, ale za bardzo się elektryzowały. Włosy mam długie, bardzo gęste, ale każdy pojedynczy włos jest cienki i delikatny. Nie mogę ich spalić, a co nietrudno, nie mogę użyć zbyt niskiej temperatury, bo nie będzie żadnego efektu. A nawet jak już jakimś cudem udało mi się pokręcić cośkolwiek (co z reguły zajmowało mi półtorej godziny) to i tak za 15 minut wszystko było po staremu. Także same widzicie - schody.

Jednak już pierwsze użycia lokówki BaByliss mnie mocno zaintrygowały. Po pierwsze, jest bardzo lekka, więc ręce nie mdleją nawet po półtoragodzinnym trzymaniu jej nad głową. Po drugie, posiada końcówkę z izolacją, więc jeszcze ani raz się nie poparzyłam. Ja! Sukces! A nawet gdy dotknęłam rozgrzanej do 200 stopni lokówki, to co prawda poczułam gorąco, ale obeszło się bez poparzeń. Podejrzewam, że to dzięki powłoce tytanowo-turmalinowej, a taka jest właśnie polecana. Co jeszcze mi się podoba? Bardzo długi kabel, który bez problemu się wywija i brak elementów, które zaciągają włosy. Już kiedyś pisałam o tym, czego oczekuję od dobrej lokówki i niewiele się od tego czasu zmieniło.

Co mi brakuje przy tej lokówce? Futerału. Zdecydowanie i najbardziej. Jest bardzo lekka, więc mogę zabrać ją w podróż bez zbytniego obciążania torby, ale naprawdę byłoby fajnie, gdybym mogła ją do czegoś schować. Wiem, wiem, mogę kupić sama odpowiednio dopasowany.  Mam jeszcze jedno ALE, które najprawdopodobniej bierze się z braku umiejętności obsługi. Na samym początku loka, czyli bliżej skóry głowy, robi mi się czasem zagięcie. A czasem nie :D Może się kiedyś nauczę kręcić włosy porządnie. 

Przypomnę jeszcze, że kombinuję z fryzurami głównie z nakazu trychologa. Co prawda moja skóra głowy ma się o wiele lepiej, nauczyłam się ją trochę poskramiać, co planuję opisać już za niedługo. Jednak wciąż pilnuję się, by ten okropny, przejmujący ból skóry głowy nigdy nie powrócił. 

Efekty oceńcie sami. Nie jest idealnie, ale weźcie poprawkę na to, jakie są moje włosy i jaka ja jestem (nie)uzdolniona fryzjersko :D Zdjęcia w różnym świetle i z dwóch całkiem innych okazji, tak dla porównania. 

Sprzęt BaByliss PRO BAB2225TTE używałam tylko w funkcji lokówki. Jako prostownica się nie sprawdziła, przynajmniej na moich włosach, bo chyba są za cienkie i wciąż mi się z niej wyślizgiwały. A szkoda, bo takie dwa w jednym było cudowne na wyjazdy. W tym momencie lokówka kosztuje 30 zł taniej.

lokówka babyliss

PRZED | TUŻ PO | GODZINĘ PO KRĘCENIU:

lokówka babyliss

W CIENIU Z FLESZEM | W CIENIU BEZ FLESZA | W BARDZO OSTRYM SŁOŃCU:

lokówka babyliss

NO I DWIE, TRZY GODZINY OD KRĘCENIA:

lokówka babyliss

I JAKO GRATISIK WRZUCAM ZDJĘCIA MOJEJ UROCZEJ, DZIECIĘCEJ WSUWECZKI ♥♥♥ PLEASE, DONT JUDGE ME!

Post powstał we współpracy ze sklepem hairstore.pl
lokówka babyliss

Ślubne zaproszenia rustykalne - wesele moimi oczami

$
0
0
Wesele już tuż tuż. Nigdy nie było moim tematem nr 1, nie marzyłam o nim since I was a little girl.... I choć wszystko robimy na ostatnią chwilę, to jednak chciałabym, żeby dobrze wypadło. Miesiąc temu zabrałam się za poszukiwanie modelu zaproszeń ślubnych. Kto czytał Moje Wielkie Wiejskie Wesele Oczami Cioci Krysi, ten wie, jakie motywy do mnie nie przemawiają. Szukałam zaproszeń prostych, bez zbędnych błyskotek, świecących elementów, coś w stylu rustykalnym. I myślę, że się udało. 

Mój wybór padł na pracownię Love Prints, która przyciągnęła mnie do siebie przepięknymi, prostymi projektami, inspirowanymi naturą. Ale to nie wszystko! Zaproszenia przewiązane lnianym sznurkiem, brązowe, stare koperty i cały sposób ukazania na zdjęciach kupuje mnie od razu. Spójrzcie:

rustykalne zaproszenia ślubne
zaproszenia rustykalne
rustykalne zaproszenia ślubnezaproszenia rustykalne
rustykalne zaproszenia ślubne
Decyzja nie była prosta, zastanawiałam się nad Lawendowym Polem, bo ujęło mnie swoją prostotą. Jednak ostatecznie zdecydowaliśmy się na rustykalne Wrzosowisko - wesele będzie wrześniowe, więc i wrzosu nie zabraknie. Jestem bardzo zadowolona ze swojego wyboru. Sporą część rodziny i znajomych już odwiedziliśmy i słyszymy mnóstwo pozytywnych komentarzy odnośnie naszych zaproszeń. 

Pomijając już kwestię wyglądu, muszę przyznać, że naczytałam się sporo negatywnych opinii odnośnie różnych firm wykonujących zaproszenia ślubne. A to, że wysyłka została opóźniona o tydzień/dwa tygodnie/miesiąc/nie doszła wcale! A to, że przyszły zupełnie inne niż zostały zamówione. A to, że pojawiły się błędy w tekście. Zamawialiśmy w ostatniej chwili, nie mogłam sobie pozwolić na takie ryzyko. Sklep Love Prints spisał się na medal - dostawałam odpowiedzi na moje maile dosłownie od razu, wykonanie idealne a wysyłka byłam bardzo szybka. I nie, to nie żadna współpraca. Po prostu chciałabym, żebyście wiedziały, gdzie w razie czego się zwrócić i kto jest solidny. Bo ja straciłam trochę czasu i nerwów na szukanie zaproszeń. I kiedy już myślałam, że mam, że TO WŁAŚNIE TE, to za moment doczytywałam opinie o sklepie i ... sami wiecie. 

Kawałek mojego zaproszenia możecie podglądnąć na Instagramie. Jestem bardzo ciekawa co o nim myślicie. A które zaproszenie podoba się Wam najbardziej z całej oferty Love Prints - tutaj możecie ją przeglądnąć. :-)

WŁOSOWA WISHLISTA

$
0
0
Hoł hoł hoł, ile mnie nie było! Aż dziwnie zasiąść do pisania po tak długiej przerwie. I dziękuję za każde pytanie i każdą wiadomość (jeszcze na nie wszystkie maile zdążyłam odpisać :*) Jedynie na Instagramie byłam (jestem i będę) w miarę regularna, bo to bardzo szybki, łatwy (i jaki przyjemny!) sposób na kontakt ze światem. Choć w sumie pokazuję tam głównie jedzenie. ;-) W wersjach roboczych wisi z dwadzieścia prawie gotowych wpisów, wystarczy je tylko trochę dopieścić i się pojawią. Tak na początek, na rozgrzewkę, przygotowałam dziś lekki post. Zapraszam!


Hairstore.pl poprosiło mnie o przygotowanie mojej własnej, prywatnej, osobistej włosowej wishlisty. Przyznam, że uwielbiam tego typu posty i pisać, i czytać, więc to dla mnie sama przyjemność. Poza tym, jaka to radość grzebać w sklepie i wyobrażać sobie, że te wszystkie przedmioty kiedyś będą moje! (O, ideo minimalizmu pogwałcona przez jakże niemodny konsumpcjonizm!) Toteż przygotowałam. Wszystkie mi się marzą i w sumie wszystkich potrzebuję. Jednak ułożyłam je w kolejności od najmniej mnie kręcących, po te, na których widok pieniądze same wyskakują z portfela. Aż je muszę uspokajać!

Zacznę od kosmetyków. Dacie wiarę, że doszłam do momentu, w którym używam jednego szamponu?! Ja, chomik naczelny włosowej blogosfery! Mam dwa oleje, jedną maskę, jedną wcierkę i żadnej odżywki! Dla rasowej włosomaniaczki to przecież jedno wielkie NIC! Dlatego mam ochotę na dwa produkty keratynowe L'Oreal - maskę(39zł) i odżywkę(35,85zł), bo właśnie czegoś z proteinami mi brakuje. A maska Goldwell(40,95zł) to moje zwyczajne chciejstwo. Ale nasłuchałam się zachwytów znajomej i jak małe dziecko poczułam, że ja tes scem

Podobnie jest z nową szczotką Tangle Teezer(64zł). Co ona ma w sobie, czego nie mają moje szczotki do włosów? Przede wszystkim jest tak zaprojektowana, że przestrzeń między ząbkami umożliwia przepływ powietrza, więc byłaby idealna do modelowania. Niestety inne tego typu szczotki (najczęściej srebrne, okrągłe, ze szpileczkami zamiast ząbków) bardzo wyrywają mi włosy. Jej ząbki podobno "wyciągają wodę z włosów, przyspieszając ich suszenie", co brzmi bardzo interesująco i chętnie bym się o tym przekonała na własnych włosach. 

Z wielkim zainteresowaniem przeglądałam sprzęt fryzjerski. Łatwo zauważyć, że mam szczególną słabość do marki BaByliss. To się da łatwo wytłumaczyć, mam ich suszarkę i lokówkę i oba te sprzęty sprawują się idealnie. Skoro mam suszarkę, to po co mi następna? Otóż ta moja jest taka fajna, że inni członkowie rodziny używają jej z przyjemnością. I jakoś tak... nagle zrobiła się wspólna. A ja jestem egoistą - kosmetyki i sprzęty lubię mieć na wyłączność, bo inni nie dbają o nie tak, jak ja sama. Dlatego spośród wielu modeli wybrałam BaByliss PRO Caruso(225zł), bo ma siłę 2400W, jonizację (bez której u mnie ani rusz), regulację nawiewu i temperatury oraz przycisk zimnego powietrza. 

Na gwałt potrzebuję też dobrej prostownicy. Wszelkie Wasze rady w komentarzach mile widziane. Bo wiecie, mam jedną jakąś przedpotopową, nagrzewa się milion lat świetlnych, ciągnie i wyrywa włosy. W sumie teraz używam jej od wielkiego dzwonu, ale już za niedługo będzie mi potrzebna regularnie. Czemu? Na razie tajemnica ;-) Wniosek jest jeden, chcę prostownicę! Z wszystkich pozycji w sklepie najbardziej do gustu przypadła mnie i mojemu portfelowi propozycja BaByliss (a jakże!) za 204 zł, bo ma doczepiany grzebyk. Raz próbowałam prostować sprzętem z grzebykiem i okazało się to strzałem w dziesiątkę przy moich plączących się włosach. 

Ale najbardziej, tak najbardziej na świecie marzą mi się Termoloki(239zł). Pewnie nie było niespodzianki, bo marudzę o nich już od dwóch lat. Nie wierzysz? To mój list do Mikołaja z 2013 roku, a to z 2014 roku! Teraz pojawiły się w mojej trzeciej wishliście, więc wniosek jest jeden... nie ma co odkładać zakupu na później, bo to nie zachcianka, która się szybko zdezaktualizuje. 

A na koniec mam dla Was niespodziankę...


KOD RABATOWY!


Po wpisaniu w koszyku zakupów hasła BALBINA otrzymacie 20 zł rabatu przy zakupach w sklepie Hairstore.pl za min. 100 zł. Kod jest ważny przez tydzień od dziś do 28 października 2015.


Jeśli miałyście jeden z wyżej wymienionych kosmetyków czy sprzętów, podzielcie się swoją opinią. A może macie inne propozycje?

*Post powstał w wyniku współpracy ze sklepem Hairstore.pl, jednak ani sklep, ani żaden inny włosowy autorytet nie miał wpływu na wybrane przeze mnie produkty :D

Podstawy fotografii i blogerskie tricki zdjęciowe - warsztaty Olympus

$
0
0
Od zawsze uważam, że zasady są po to, żeby je łamać. Ale żeby łamać, trzeba je najpierw poznać. Końcem października brałam udział w warsztatach fotograficznych marki Olympus podczas konferencji Meet Beauty. Poniżej o tym, jak wyglądały i czego się nauczyłam. 
warsztaty olympus

Wiecie, że uwielbiam fotografować. No cóż, musi być jakiś powód mojej wielkiej miłości do Instagrama. Ale większość zdjęć, które robię, jest po prostu nieudana. A te udane wychodzą mi przypadkiem. Już od dawna mam dość przypadku i marzę, by fotografować świadomie.

Nie zliczę podejść, które robiłam do poznania podstaw fotografii. Ale zawsze w pośpiechu, w międzyczasie. Czytałam o ekspozycji, przesłonie, ISO, czasie naświetlania i innych fotograficznych pojęciach. Na próżno. Już myślałam, że z moim IQ jest jakiś problem, bo czytam i czytam i nie kumam. A wystarczyły dobre warsztaty i w końcu zakumałam! 

blogerskie tricki zdjęciowe

Warsztaty były prowadzone przez rodzeństwo - Dianę i Rafała Krasę. I owszem, byli tak sympatyczni, jak sugeruje to ich zdjęcie! Dlatego atmosfera była bardzo pozytywna a cała prezentacja prowadzona w żartobliwy sposób, co wcale nie ujmowało jej na znaczeniu. Wręcz odwrotnie - obrazowo i humorystycznie przedstawiany materiał szybciej do mnie trafia i zapamiętuję go na dłużej.

blogerskie tricki zdjęciowe

Marka Olympus przygotowała aparat dla każdej osoby biorącej udział w warsztatach. Dzięki temu mogliśmy wypróbować różne sprzęty i obiektywy, co dla mnie było dużym plusem (nieczęsto mam możliwość przetestować inny aparat niż moją cyfrówę.) Poza tym... są takie ładne! Najchętniej to robiłabym zdjęcia tym aparatom :D Ale teraz do rzeczy! Czego dowiedziałam się na warsztatach?

Co to jest ekspozycja? 

To ilość światła padającego na matrycę aparatu potrzebna do wykonania prawidłowo naświetlonego zdjęcia. (Wstyd się przyznać, ale wiecznie myliłam słowo ekspozycja z kadrem, myślałam, że to synonimy.) Co się składa na poprawną ekspozycję? Czas naświetlania, przysłona i ISO. To dzięki tym wartościom możemy osiągać zamierzone efekty. Dlatego też najlepiej zapomnieć o trybie auto i zacząć się bawić pokrętełkami.


blogerskie tricki zdjęciowe
 
Najprościej z tych trzech wartości zrozumieć czas naświetlania, bo czas, to... czas. (Cóż za odkrycie, poproszę Nobla!). Ja zrozumiałam to tak, że czas naświetlania, to czas przez który aparat wpuszcza nam światło do środka na fotografowany obraz. Jeśli jest ciemno na zewnątrz, zwiększamy czas naświetlania (im dłuższy czas, tym większe prawdopodobieństwo rozmazanego zdjęcia, więc przydaje się statyw.) Jeśli jest jasno, zmniejszamy czas i wtedy łatwiej robi się zdjęcia z ręki. Długie czasy to, np. 1/60 lub 1/30 a krótkie to 1/500 czy 1/1000. Oprócz tego czas naświetlania wpływa na ruch na zdjęciu - krótki czas zamraża ruch, długi czas przestawia poruszone obiekty czy ludzi. 
blogerskie tricki zdjęciowe
Z przysłoną nie było tak łatwo, ale obrazowe przedstawienie tematu bardzo mi pomogło. Przysłona to nie żadna abstrakcyjna wartość, to po prostu mechaniczna część obiektywu, składająca się z metalowych listków, które na siebie zachodzą. Więc z czym miałam taki problem? Otóż za nic na świecie nie mogłam zapamiętać, że najmniejsza wartość przysłony (czyli np. f/2.8) to największy otwór obiektywu i odwrotnie - największa wartość przysłony (np. f/16) to najmniejszy otwór obiektywu. A im większy otwór obiektywu (czyli mała wartość przysłony), tym więcej światła wpuszczamy do aparatu. Jednak znów ustawienia różnych parametrów i robienie przykładowych zdjęć najbardziej mi pomogło. Dowiedziałam się też, że najmniejsze wartości przysłony pozwalają osiągać małą głębię ostrości (to rozmazane tło, które tak lubimy, fotografując kosmetyki ;))
warsztaty olympus
Największy problem miałam ze zrozumieniem ISO. Czułość ISO określa ile światła jest potrzebne do prawidłowego naświetlenia matrycy. Czyli jeśli jest jasno, dajemy niskie ISO, jeśli ciemno, wyższe ISO. Wartość ISO to ilość pszczół przenoszących światło na matrycę. Jeśli mam ustawione ISO na 100, to mam 100 pszczół. Ty masz ustawione ISO na 200, więc masz dwieście pszczół. Przy tej samej wartości przysłony Twój aparat zrobi szybciej odpowiednie zdjęcie, bo masz dwa razy więcej pszczół. Wyższa wartość ISO przydaje się więc, gdy chcemy zamrozić ruch, a na zewnątrz nie ma wystarczającego światła, by ustawić krótki czas naświetlania.Jednak coś za coś. Przy wysokiej czułości ISO na zdjęciu widoczne jest ziarno, szumy.

blogerskie tricki zdjęciowe
blogerskie tricki zdjęciowe
Oprócz zrozumienia podstawowych pojęć miałam też okazję zainspirować się pomysłami Diany i Rafała w fotografowaniu kosmetyków. Specjalnie na nasze warsztaty wykonali kilka sesji niezłych produktów (podejrzewam, że były własnością Diany ;)) i zaprezentowali nam efekty. Bardzo mi się podobało, że nie namawiali nas do zakupu profesjonalnych blend, lamp... Nie mówili też, że to zły pomysł (bo zapytani udzielili kilka rad odnośnie lamp), ale zachęcali do kreatywnych rozwiązań. 

Blogerskie tricki zdjęciowe

1. Najciekawsza sztuczka, na którą nigdy w życiu bym nie wpadła, wiązała się z fotografowaniem przezroczystych, szklanych flakoników, głównie perfum. Wystarczy z papieru wyciąć odpowiedni kształt i przykleić go do kosmetyku od tyłu. Biały papier przyda się nam, gdy perfumy będą przezroczyste lub butelka pusta. Jeśli kosmetyk będzie miał inną barwę wystarczy wybrać odpowiedni kolor. Nie dość, że samo zdjęcie zyska na urodzie, to jeszcze napisy na butelce będą czytelne!

2. Inna rada odnosiła się do mojej wielkiej zmory - błyszczących kosmetyków. Po pierwsze warto zaopatrzyć się w białe rękawiczki, miękki pędzel i gruszkę (taką wiecie, strzelającą powietrzem:D), bo na zdjęciach widać każde nieestetycznie odbicie palców. Jeśli po kontakcie kosmetyku z rękawiczkami, zostaną jakieś minimalne paprochy, wystarczy potraktować go gruszką lub pędzlem.

Ok, przygotowałam kosmetyk do zdjęcia, ale za każdym razem, gdy zbliżam się aparatem, cała się w nim odbijam jak w lustrze. Co począć? I znów potrzebny najbardziej uniwersalny profesjonalny sprzęt fotograficzny - kartka papieru. Ustawiona pod odpowiednim kątem uniemożliwi odbicie się naszych pięknych oblicz w kosmetyku.

Innym rozwiązaniem jest przygotowanie amatorskiego klosza - czyli trochę papieru i trochę taśmy klejącej. Na samej górze należy wyciąć okrągły otwór, by zmieścił się w nim obiektyw aparatu. Potem wystarczy zretuszować tę małą kropkę, w której odbija się obiektyw w kosmetyku i voila! mamy profesjonalne zdjęcie kosmetyku wykonane przez amatora!

3. Moja kolejna zmora - twardy cień. Czyli część zdjęcia zbyt zaciemniona, część zbyt prześwietlona. Prosta rada - bibuła na oknie. Już robiłam kilka prób, jest o wiele WIELE lepiej!

blogerskie tricki zdjęciowe
Jak widać z warsztatów jestem bardzo zadowolona. Dużo notowałam i starałam się zapamiętać każde słowo. Najchętniej poszłabym jeszcze raz na te same warsztaty, by utrwalić to, co zrozumiałam i zapamiętać kolejne, nowe rzeczy.

Jeśli w moich notatkach fotograficznych widzicie błąd, piszcie! Wypisałam wszystko tak, jak ja sama to zrozumiałam, mam nadzieję, że poprawnie. Grafiki powstały na podstawie prezentacji Diany i  Rafała - już do nich pisałam i początkiem grudnia dostanę pełną prezentację. Jak tylko będę ją mieć, to udostępnię.

Mam nadzieję, że oprócz uporządkowania mojej wiedzy, ten wpis się komuś choć odrobinę przyda! :-)

blogerskie tricki zdjęciowe
fotograficzne tricki zdjęciowe
fotograficzne tricki zdjęciowe
fotograficzne tricki zdjęciowe
warsztaty olympus
fotograficzne tricki zdjęciowe

Gdzie założyć rzęsy 1 do 1 w Rzeszowie?

$
0
0
Gdzie założyć rzęsy, oto jest pytanie. Ale najpierw: po co w ogóle je zakładać? Czy nie wystarczą te rzęsy, którymi Bozia Cię obdarzyła? Nie wystarczy Ci zwykły tusz, żądna rzęs babo? Czemu nie spróbujesz odżywek, po których rosną firany do nieba? Bo nie.

rzęsy w rzeszowie


O tym, dlaczego rezygnuję z wydłużania rzęs odżywkami z bimatoprostem już pisałam. Pokazywałam tam moje pierwsze doczepiane rzęsy metodą 1+1. Już w pięć sekund po założeniu byłam pewna, że sprawię sobie takie na własny ślub. Z każdym kolejnym dniem tylko  utwierdzałam się w tej decyzji. Na tegorocznych wakacjach Pani Marta zaprosiła mnie na kolejne doczepianie, tym razem postawiłyśmy na naturalniejszy efekt. Jak wyszło? Możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej. 

rzęsy jeden do jeden

Doskonale wiecie, jak się nie cierpię na zdjęciach, ale nie dało się napisać tego postu na sucho. Wybaczcie, że nie jest to porządna sesja – za nic na świecie nie potrafię robić zdjęć ludziom, a tym bardziej sobie. Umiejętność strzelania selfie leży do góry brzuchem i śmieje się ze mnie! A przede wszystkim zależało mi na zdjęciach całej twarzy – bo zbliżenia są fajne, ale najbardziej wiarygodny jest dla mnie ogólny efekt, nie zoom na pojedyncze rzęsy. 

rzęsy w rzeszowie

Weźcie pod uwagę, że mam małe, głęboko osadzone oczy i opadającą powiekę. Żeby było trudniej, moje rzęsy są dość gęste, ale STRASZNIE delikatne i miękkie, więc wystarczy odrobina tuszu, żeby je obciążyć i zamiast podkręconych firan mam smutny, oklapnięty daszek. Więc wyobraźcie sobie jak bardzo cieszy mnie fakt posiadania JAKICHKOLWIEK rzęs. A co dopiero takich ładnych.

rzęsy 1+1

Efekt wyjątkowo mi się podoba, nie jest karykaturalny ani przerysowany. Doczepiane rzęsy wizualnie otworzyły, powiększyły moje oko. I jak fajnie było rano się obudzić i w ogóle MIEĆ OCZY! Są bardzo delikatne, nie czuję się jakby moje powieki musiały dźwigać cały ciężar tego świata (jak było w przypadku doczepianych rzęs na pasku), nic mnie nie uwiera ani nie przeszkadza. Nawet gdy zaczęły wypadać nie wyglądało to źle, nie było wyraźnych braków w jednym miejscu, tylko było całkiem naturalnie (choć może to przez moje głęboko osadzone oczy i opadającą powiekę).

rzęsy w rzeszowie

Koniec końców, doczepianie rzęs 1 do 1 bardzo mi się podoba. Był to mój drugi raz, ale na pewno nie ostatni. Na kolejne doczepianie wybrałam się przed samym ślubem - połowa makijażu z głowy. Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii. I jeszcze raz – wybaczcie mi tak nieprofesjonalną sesję – sama wolałabym oglądać tego typu zdjęcia w innym oświetleniu i ogólnie… inne. Dlatego nie porywam się na razie na recenzowanie większości kosmetyków kolorowych dopóki nie nauczę się robić lepszych zdjęć twarzy.

rzęsy 1+1


Post powstał we współpracy z Lilly Ann Studio, na co zgodziłam się z prawdziwą przyjemnością, bo i doczepianie rzęs u Pani Marty i manicure hybrydowy (pierwszy, drugi, trzeci) jest na najwyższym poziomie. Dlatego gorąco ten salon, jeśli szukacie doczepiania rzęs w Rzeszowie. Zresztą, od dawna o tym piszę, więc możecie się domyślić, jak mnie ucieszyła ta propozycja. Polecać tylko to, co jest faktycznie godne polecenia, ot co!

rzęsy 1+1
ze strony: Lilly Ann Studio

Nowości kosmetyczne i... inne

$
0
0
Człowiek już myśli, że nic nie kupuje, nic nie chomikuje, nic nie zbiera i nie składuje. I myśli, że nie ma po co robić posta o nowościach, bo przecież o jakich nowościach?! A potem przychodzi ten moment, że zbiera wszystkie zaległe zdjęcia w kupę i łapie się za głowę. 

kosmetyczne nowości
Zwykłej czarnej torebki szukałam dość długo. Zwykłej, czarnej, funkcjonalnej. Mimo że trafiałam na mnóstwo pięknych, klasycznych torebek, to w większości były dla mnie za małe. Te duże były workami. Jak żyć? pytałam i szukałam dalej. Jednak brak jakichkolwiek efektów skłonił mnie do wypytania koleżanki z pracy, skąd ma zwykłą, czarną, funkcjonalną torebkę. I miała ze Stradivariusa(dziś jest 20% zniżki!). I ją kupiłam. I druga koleżanka też ją kupiła. I teraz siedzimy w trzy baby w jednym pokoju i każda ma taką samą torebkę. I Magda na Wakacjach też ją ma i poleca. Przypadek?

Pewnego dnia dostałam maila od Sephory, że obniżka. Od razu wiedziałam, że chcę więcej Marca Jacobsa! Mam już pomadkę Infamous od kilku miesięcy i szczerze ją uwielbiam za wszystko. W poprzednim poście widać, jak wygląda na ustach. (Mam ją na każdym z tamtych zdjęć, tyle że każde robione w innym świetle.) Dlatego dokupiłam sobie kolejną pomadkę i błyszczyk. Bardzo mi się podobają ♥♥♥
nowości miesiąca

Na konferencji Meet Beauty na warsztatach z NeoNail otrzymałam zestaw do samodzielnego robienia hybryd. Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo się ucieszyłam? Jeśli pamiętacie, to już  wybierałam najlepszy zestaw do hybryd. Dzięki Waszym genialnym radom mam świetną ściągę na przyszłość. Jednak na razie zakochałam się w hybrydach NeoNail, co widać, bo na drugim zdjęciu trzymam dokupione kolory. I mam ochotę na więcej! Jeden zabieg marketingowy, a NeoNail ma we mnie fana na długo :D

nowości miesiąca

Portfel już pokazywałam na Instagramie, znalazłam go na szmateksie. Nowiusieńki, z metką  ♥  Szkoda, że nie mam czasu szperać. 

Termoloki to moje marzenie od dawna. Wiem, że wiecie, marudzę od nich od dwóch lat. Dwóch lat! Spełniło się dzięki Hairstore.pl. (Dziś duże przeceny!) Dziękuję!

nowości miesiąca

Kosmetyki Naobay znalazłam w TK Maxxie. Żal było nie spróbować! W zestawie był szampon, balsam do ciała i krem do twarzy. Co prawda kremu do twarzy używam do rąk, ale... jestem pozytywnie zaskoczona!

Trampek miał być metaforą, że czas zadbać o stopy, nawet jesienią! Jeśli dobrze widzicie, na zdjęciu mam dwa komplety złuszczających skarpet GoldCosmetics. Wyobraźcie sobie, że namówiłam mojego nowego męża, na założenie! (pod groźbą, że w innym wypadku będzie spał na sofie;)) Tu macie dowód, że podziałało!

kosmetyczne nowości

Na Targach Kosmetycznych LNE w Krakowie kupiłam dwie maseczki i jeden krem BB od Skin79. Natomiast jako uczestnik otrzymałam krem CC od Bielendy plus dwie maseczki (w tym algowa, podobno dobra! sprawdzę :D)

kosmetyczne nowości

Sklep cosibella.pl (słyszałyście o nim? bo przyznaję, że ja po raz pierwszy) obdarował mnie zestawem do ciała marki Zielone Laboratorium. Jest mi bardzo miło, że otrzymałam taki niezobowiązujący prezent. Jednak oba produkty mi nie odpowiadają z różnych przyczyn, dlatego za niedługo pojawią się w blogowym rozdaniu - może komuś sprawią więcej radości. 

Lakiery Semilac też przywiozłam z Meet Beauty, ale na razie czekają na swoją kolejkę. Mam ochotę dokupić jakieś ciekawe kolory. Polecacie coś konkretnego?

nowości miesiąca

Shalimar Parfum Initial ♥ Udało mi się go kupić w Douglasie (Dziś są obniżki do nawet 50%!) w Rzeszowie, niestety ostatnią butelkę. Okropnie żałuję, że jest wycofany. Na szczęście wystarczy mi on na najbliższy rok, a potem się będę martwić dalej.

Na konferencji Meet Beauty (znowu ona! widzicie, że warto było pojechać!) wzięłam udział w warsztatach Remingtona. Dzięki temu mogłam wziąć udział w konkursie i wygrałam porstownicę PROtect. Bardzo mnie to cieszy, bo zasady jej działania mnie zaintrygowały od samego początku. Przyznaję, że byłam i jestem jeszcze lekko sceptyczna, o co chodzi z tą całą parą wodną. Zobaczymy :-)

nowości miesiąca

To by było z grubsza na tyle, ale cieszę się, ze przygotowałam ten post. Dzięki temu dokładnie widzę, co nowego wpadło i nie mam co narzekać, że nie trafiło mi się ostatnio nic ciekawego. Bo gdy te wszystkie produkty rozłoży się w domu w różne miejsca, to wydaje się, że nic, ani trochę, w ogóle to żadna nowość się nie pojawiła ;-)

Jednak na styczeń planuję odwyk, tak jak w tamtym roku. Dołączycie?

DZIEŃ DARMOWEJ DOSTAWY - co kupić?

$
0
0
Co roku 1 grudnia przypada Dzień Darmowej Dostawy. Zawsze mam problem z decyzją, co kupić i gdzie czego szukać.  Dlatego tym razem przygotowałam (Wam i sobie) listę sklepów pod kątem różnych kategorii. Macie całą noc i jutrzejszy dzień na decyzję. Enjoy!

DZIEŃ DARMOWEJ DOSTAWY



Sklepy według kategorii:

Kosmetyki naturalne:esent.pl, maurelii.pl, ecospa.pl, gaj-oliwny.pl, drogeria-ekologiczna.pl, sklep-miraflores.pl, organeo.pl, avebio.pl, sklep.yasmeen.pl, bibees.pl, straganzdrowia.pl, matique.pl, tolpa.pl, ekopiekno.pl, mydlarnia-hebe.pl, bioline.pl, e-fiore.pl, biohappy.pl, kropleurody.pl, martiniqa.pl, snella.pl, e-fontanna.pl, ecofanaberia.pl, sklep.emanipolska.pl, sklep.balsamkapucynski.pl, smooth.pl, ekokobieta.com.pl, naturaija.pl, biolander.com, newbay.eu, ziolaprimum.pl, ecodrogeria.com.pl, ekorytm.pl, mydlarniaeko.pl, naturvita.pl, ukrainashop.com, sylveco.pl, kufereknatury.pl, zielonykramik.pl, bioekodrogeria.pl, kosmetykiekologiczne.eu, marsylskie.pl, biokram.pl, sklep.femi.pl, bliskonatury.pl, perlynatury.com, iwos.pl, econaturals.pl, novakosmetyki.pl/sklep, ecoheaven.pl, setare.pl, siberica.com.pl, greenline-sklep.pl, kosmetykinaturalne.com.pl, clochee.com, verdissimi.com, bioorganika.pl, domowespa.sklep.pl, orientana.pl, bombaybazaar.pl, etnospa.pl,



Kosmetyki azjatyckie:asianstore.pl, sachi.pl







Moje ulubione kosmetyki:

Szampon Batiste Cherry -gobli.pl (13,50), estyl.pl (14,90), ladymakeup.pl (14,50), kosmetykomania.pl (14,90), agito.pl (11,99),  sklep.beabeleza.pl (11,99), ezebra.pl (11,97), martiniqa.pl (14,50), mintishop.pl (14,99),

Tangle Teezer Compact -gobli.pl (45,99), estyl.pl (48 zł), cosmetic24.pl (45,99), kosmetykomania.pl,(48,79), togomago.pl, (60,00), topdrogeria.pl (46,90), agito.pl (od 38,69 do 44,99), perfecthair.pl (52,90),  sklep.beabeleza.pl (33,99), glamlook.pl (45 zł), hairstore.pl (48,50), mintishop.pl (44,90),

Bronzer Bahama Mama - kosmetykomania.pl (59,90), togomago.pl (55,00), ezebra.pl (55,79), mintishop.pl (56,90),



Coś ciekawego:

  • Zaprojektuj swoje własne naklejki na paznokcie - nailmaker.pl
  • Sklep z kosmetykami takich marek jak: Filorga, Sesderma, Etre Belle, etc. - bellissima.net.pl 
  • Coś, co mnie niezmiernie interesuje, czyli kosmetyki trychologiczne - orisingsklep.pl

Dermokosmetyki występują praktycznie w każdej aptece w kategorii Uroda i zdrowie. Jeśli jakiś sklep miał trzy kosmetyki kolorowe, to go nie uwzględniałam, bo zeszłoby mi do wiosny, itd. 

To bardzo poglądowy przekrój. Chciałam przygotować niezmiernie dopracowany pod względem merytorycznym i estetycznym wpis, jednak nie zdawałam sobie sprawy jak długo zajmie mi przeglądanie sklepów. W pewnym momencie miałam tym wszystkim rzucić i go nie publikować. Ale potem doszłam do wniosku, że trudno, nikogo nie powali na kolana urodą, ale może komuś się przyda :-) Zwłaszcza, że za każdym razem, gdy wchodziłam na stronę darmowej dostawy, sklepy układały się w innej kolejności a ja dostawałam szału. Teraz przynajmniej nic mi nie ucieka.

Co macie w planach kupić? A może już coś kliknęłyście?

PS. Jeśli jakiś link odsyła w złe miejsce, piszcie, proszę - poprawię. Jeśli uważacie, że pominęłam jakiś godny uwagi sklep, piszcie, proszę - dodam go. Ufff.. ale miałam kilkania ;-) Padam na nos, DOBRANOC :*

Douglas - jesteś piękna! (kolaż kosmetyków)

$
0
0
Jakieś sto lat temu (kiedy jeszcze było ciepło) zebrałam kilka dziewczyn i wyruszyłyśmy na podbój Douglasa. Zostałyśmy bardzo miło przyjęte w Biurze Regionalnym, a nie w perfumerii, co uważam za świetny pomysł - nikt nam nie przeszkadzał, nie przesuwał nas, nie rozpraszał. Na stole stały sery, grzanki, winogrona i pyszne winko. Iście francuski poczęstunek, mniam! Jak już się rozsiadłyśmy i zrobiłyśmy tysiące zdjęć...

douglas spotkanie

... przyszedł czas na wykład, który poprowadziła charyzmatyczna Natalia, regionalny Ekspert ds. Pielęgnacji. Najpierw posłuchałyśmy o szwajcarskiej marce kosmetyków, Artemis, której sama nazwa mnie zaintrygowała - od dziecka kocham się w mitologii greckiej. Marka jest oznaczona szwajcarskim krzyżem, co oznacza że kosmetyki są opracowane i wyprodukowane w Szwajcarii. Jest opisywana jako łącząca naturę z nowoczesną technologią, spełniające najwyższe wymagania pod kątem działania (rymy takie wyszukane) i tolerancji skóry. Sprawdzę, czy te zapewnienia są prawdziwe. (#balbinadedektyw)

douglas spotkanie
douglas spotkanie

Później miałam okazję dotknąć sławnego urządzenia Foreo Luna. Wiem, że w internecie działo się istne szaleństwo i każdy o tym słyszał. Słyszałam i ja, ale nigdy szczególnie nie miałam na nie ochoty. Mycie twarzy kawałkiem plastiku jakoś do mnie nie przemawiało. Jednak wystarczyło dotknąć i od razu zmieniłam zdanie. Niedobrze. Teraz mam ochotę je sobie sprawić. Portfel się schował w ciemnym kącie i czeka aż mi przejdzie.

duglas spotkanie
co kupić w douglasie

Wiecie, że nigdy nie interesowały mnie kosmetyki marki własnej Douglasa? Zawsze myślałam, że są dla osób, których nie stać na Diory czy inne Estelaudery, ale chcących mieć coś z luksusowej perfumerii. Błąd, błąd! Jak one pachną, jaką mają fajną konsystencję... Z organoleptycznych procesów poznawczych na spotkaniu mogłam wyciągnąć tylko te cechy główne, ale od pewnego czasu używam pianki do mycia i jestem z niej bardzo zadowolona. Mimo że skład nie zachwyci eko-ortodoksa, to na mojej suchej skórze spisuje się świetnie. No i pachnie! No i tak fajnie użyć pianki do kąpieli! Dlatego będąc w perfumerii, polecam zerknąć na produkty Douglas Home Spa, jest co niuchać.

co kupić w douglasie

Później przyszła kolej na Kingę, która jest Regionalnym Wizażystą Marki, i jej wykład o kolorówce Douglasa. Kilka produktów zwróciło moją uwagę (jeden na tyle, że już go kupiłam!). Miałyśmy też okazję obserwować makijaż wykonany w stylu francuskim - mocne czerwone usta, idealna cera i delikatne oko.

co kupić w douglasie
co kupić w douglasie
douglas co kupić
douglas co kupić

Spotkanie miało miejsce już naprawdę dawno. Pewnie zastanawiacie się, czemu sobie nie odpuściłam i jednak publikuję relację. Otóż dlatego, że dzięki niemu moja kosmetyczka powiększyła się o nowe, wcześniej dla mnie nieznane produkty z perfumerii Douglas. Jeśli coś skusiło mnie na tyle, żeby to kupić, to wierzcie mi, że jest warte uwagi. Dodatkowo mam listę produktów, które mogłam pomacać na spotkaniu, które planuję sobie sprawić. A ich zestawienie wygląda mniej więcej tak:
 
Pianka pod prysznic, Peeling cukrowy,Róż do policzków,Serum do twarzy, Tonik do twarzy (w tym momencie nie ma go na stronie), Maseczka,Maseczka

A tak wyglądają produkty, które mi się marzą:

co kupić w douglas

Jak widać zakochałam się w marce Artemis i to nie bezpodstawnie. Dwa produkty (tonik i fluid na dzień) używałam przez długi czas i bardzo mi się spodobały. A serum na noc wypróbowałam w formie próbek i to, co robiło z moją skórą przez noc przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Problem jest jeden - za każdym razem gdy Douglas organizuje jakąś promocję, serum wyprzedają się w moment. Czekam cierpliwie, aż w końcu się załapię.

Jestem bardzo ciekawa, czy macie jakieś doświadczenia z tymi markami? Czy podobnie jak ja miałyście niewyjaśnione uprzedzenie do marki własnej Douglasa?

6 rzeczy, które zaskoczyły mnie w Maroku

$
0
0
Tak, tydzień temu wróciłam z Maroka! Spełniłam jedno ze swoich największych podróżniczych marzeń - zawsze chciałam się tam wybrać. Siedem dni na innym kontynencie zaserwowało mi prawdziwy koktajl wrażeń. Przed wyjazdem niepokój związany z aktualnymi wydarzeniami w świecie, ale i wielkie podekscytowanie, bo przecież jadę do Maroka! Przerażenie rodziny, dzika radość, same nowości, zwiedzanie, kolory, zapachy, szum oceanu, targi, nachalność sprzedawców, owoce morza, kozy na drzewie... Byłam przygotowana na wiele, bo czytałam przewodniki, strony internetowe, oglądałam zdjęcia, jednak nie na wszystko... 6 rzeczy bardzo mnie zaskoczyło i to właśnie o nich chcę Wam dziś napisać.

wakacje w maroku

1. Poszła baba z pięknem na kompromis

Lubię robić zdjęcia, to nie tajemnica. Wychodzą różnie, bo fotografem nie jestem, ale robię, bo lubię i już. Zdjęcia z podróży są głównie dla rodziny, bo potem razem siadamy, a osoba, która wróciła, opowiada gdzie była i co widziała. Lubię to ♥

Ekscytacja faktem, że jestem w Maroku, sięgała zenitu. Mogę zrobić piękne, kolorowe zdjęcia, takie jak z przewodnika!, marzyłam. Minął dzień, jednak moje pragnienie cudownego zdjęcia nie zostało zaspokojone. Owszem, hotele są skończenie piękne. Ten żyrandolczy widok z okna zachwycają, nie da się ukryć. Jednak liczyłam na zdjęcie fragmentu miasta. Minął dzień drugi, trzeci i wciąż nic. Nagle mnie olśniło. Mojego wymarzonego zdjęcia nie będzie, bo jest ono tylko w mojej głowie. W Maroku piękno przeplata się z brzydotą. Urokliwe miejsca z cudowną mozaiką na ścianie, z kolorowymi kwiatami, doniczkami i lampami otoczone są kupką śmieci. Zabytkowy pałac odarty jest z mebli i wyposażenia, zostały same gołe, co prawda kolorowe, ale jednak tylko ściany. Magiczne portowe miasto z mnogością niebieskich łódek i wąskich uliczek zasiedlone jest przez bandy dzikich, wygłodniałych kotów. Tu nie ma nic idealnie pięknego. Brakuje doskonałości. Brakuje takiego typowego, europejskiego podejścia do zabytków. Gdy człowiek się w końcu z tym oswoi, urok i piękno tym bardziej biją po oczach. Bezczelnie.

2. Czarno-biały świat kontrastów

I wcale nie mam na myśli kolorów, bo kolorów to akurat nie brakowało. Pisząc czarno-biały, mam na myśli świat bez odcieni szarości. Tam nic nie było po środku. Jak bogactwo, to bijące po oczach. Jak bieda, to ściskająca za serce. Mijaliśmy rozpadające się, maleńkie lepianki na wysuszonej pustynnej ziemi, by zaraz zobaczyć ogromne, przepiękne rezydencje bogaczy, z nawodnionym ogródkiem, kolorowymi kwiatami i przepysznymi, gęstymi palmami  w ogrodzie. Po zwiedzaniu jednego z zabytków w Marakeszu, wchodzi się centralnie na udeptaną, gliniastą drogę. W centrum miasta co rusz spotyka się wozy, które ciągną osiołki. Na ulicy widzieliśmy wyobijanego Mercedesa W123 z lat 70 obok Porsche Cayenne GTS z 2015. I to nie były wyjątki, bo takie trafiają się wszędzie. Ich było mnóstwo, mnóstwo!

3. Czerwone, nie czerwone... jedziemy!

Skoro jesteśmy już przy samochodach... to cud, że żyjemy. Narzekałam na jazdę Włochów. W takim razie nie wiem nawet jakich słów użyć do opisu ruchu na drodze w Maroku! Co prawda, na każdym kroku stoi żandarmeria czy policjanci i przeprowadzają kontrole (nas zatrzymali dwa razy, jednak skupili się tylko i wyłącznie na szeregu potrzebnych dokumentów), jednak nie powstrzymuje to Marokańczyków przed nagminnym łamaniem przepisów. Dzięki Bogu, większość skrzyżowań, to ronda, w innym przypadku chyba by się wszyscy pozabijali. Pasy na drodze? A cóż to takiego. Na dwupasmówce Marokańczycy jadą w trzech rzędach. Zwężenie drogi do jednego pasa? Po co hamować, zobaczymy kto się nie złamie. Czerwone światło, nie czerwone... Na drodze największe przywileje mają samochody, piesi umykają, uskakują, odsuwają się. Są nieprzewidywalni, chaotyczni. Trzeba mieć oczy dookoła głowy.

4.  Jak się targować w Maroku? - sztuczki sprzedawców

Na marokańskich bazarach targowanie się to podstawa. Wszyscy o tym mówią, więc czemu jestem zaskoczona? Bo wierzcie mi, że teoretycznie nie da się tego zrozumieć. Dopiero przeżywając to w praktyce, dociera do nas, że to prawda. Souk, czyli bazar, przyciąga kolorami, zapachami, świecidełkami... nie mogłam sobie tego odmówić. Podczas pierwszych wizyt na targowisku sprzedawcy wyczuwali nasze zagubienie z prędkością światła i przystępowali do ataku. Wystarczyło przejść obok ich stoiska, a nie daj Boże zatrzymać się na sekundę, gdy już ktoś obok nas stoi, zakłada bransoletkę na rękę, chustę na głowę, podsuwa oliwkę do zjedzenia, ciągle przy tym coś mówiąc, machając rękami, pokrzykując... Jednym słowem, trudno się od nich opędzić. Mam zwyczaj (prawdopodobnie jak wszyscy z Was) odpowiadać na dzień dobry, cześć, hi, good morning, itd. Tylko tyle im trzeba. Czasem zaglądasz na stoisko, gdzie połowy rzeczy nie chciałabyś za darmo, a już trzymasz je w ręce. Nawet nie wiesz kiedy. Częstują Cię herbatą, po to byś poczuła się w obowiązku i coś u nich kupiła. Mówią po polsku, kochają Polskę, opowiadają o swojej rodzinie, oferują Ci best price, special price for you. To wszystko są ich sztuczki, na które nie wolno dać się złapać. Nawet, gdy serduszko podpowiada, że są tacy mili, tacy przyjacielscy. Po kilku wizytach na bazarze się na to uodporniliśmy i dopiero wtedy byliśmy w stanie coś kupić, targować się.

Ceny są zawyżone nawet pięciokrotnie. Żeby coś kupić, trzeba mieć mnóstwo czasu na targowanie się. Ta lampa, którą pokazywałam Wam na Instagramie, została wytargowana w pół godziny za jedna trzecią proponowanej ceny. Prawdopodobnie udałoby się kupić jeszcze taniej, ale ja już nie miałam siły go słuchać. Poważnie. Zostaliśmy wycałowani i wyściskani, obsypał mnie komplementami i już chciał nam wciskać kolejną rzecz. Uciekliśmy.

5. Ooo Polska! Kocham Polskę!

Nie dość, że rozpoznawali w nas Polaków na pierwszy rzut oka, to jeszcze bardzo wielu z Marokańczyków mówiło do nas po polsku. Pomijam Muhhamada, naszego przewodnika, który odwiedził Polskę, czy sprzedawcę w aptece w Marakeszu, który przeuroczo wymawiał system immunologiczny. Ale sprzedawcy na targu czy taksówkarze, a nawet ludzie mijający nas na ulicy zagadywali do nas po polsku. Wykrzykiwali, by pozdrowić Andrzeja Dudę, Magdę Gessler czy Roberta Makłowicza. Ja zostałam nazwana Shakirą i Lady Gagą ;-) Zaskakiwali nas na każdym kroku. Jestem pod wielkim wrażeniem ich zdolności do języków. Zwłaszcza, że sama próbowałam nauczyć się kilku słów po arabsku i nie poszło mi najlepiej. Zapamiętałam tylko salam alejkum jako powitanie, no i wiadomo, bakszysz - napiwek.

6. Wszechobecny cukier, biała śmierć!

Ileż oni słodzą! W Maroku ciastka mają w sobie chyba więcej cukru niż mąki! Najgorzej było z napojami. W typowo marokańskich restauracjach dostawaliśmy herbatę (w szklance, rzecz jasna) już posłodzoną chochlą cukru. Wiecie, co to oznaczało dla mnie? Nie słodzę herbaty już jakieś 10 lat! Wykręcało mi usta jak niektórym po cytrynie :D

***

Bardzo rzadko miałam przy sobie aparat, bo zwyczajnie przeszkadzał mi w zwiedzaniu. Dodatkowo, mieszkańcy Maroka nie są przychylnie nastawieni do fotografowania, co tym bardziej mnie peszyło. Dlatego zrobiłam jakiś 1% wszystkich zdjęć, które chciałam. Ale nie żałuję! Chłonęłam Maroko wszystkimi zmysłami. Mam nadzieję, że takie podsumowanie w punktach się Wam spodoba. Specjalnie nie relacjonowałam Wam mojej wycieczki krok po kroku, choć byłoby co opisywać. Ale gorąco polecam wakacje w Maroku, zwłaszcza w okresie zimowym (od 25 do 30 stopni!). Nie żałuję ani złotówki wydanej na ten wyjazd. Jakie zdjęcie podoba się Wam najbardziej? Bo mi zdecydowanie kozy na drzewie ♥

ciekawostki maroka
ciekawostki maroka
ciekawostkimaroka
ciekawostki maroka
ciekawostki w maroko
wakacje w maroku
ciekawostki maroka
wakacje w maroku
ciekawostki marokaciekawostki maroka

wakacje w maroku
ciekawostki maroka
ciekawostki maroka

wakacje w maroku
ciekawostki maroka
ciekawostki maroka

ciekawostki maroka
ciekawostki maroka
ciekawostki maroka

ciekawostki maroka
wakacje w maroku
ciekawostki marokaciekawostki maroka

ciekawostki maroka
ciekawostki maroka
ciekawostki maroka

ciekawostki maroka

ciekawostki maroka



ciekawostki maroka

ciekawostki maroka


ciekawostki maroka


-> Rzym i okolice w 5 dni

Krótkie ogłoszenie parafialne

$
0
0
Jak już wszyscy wiemy, jestem mistrzem html'a i ... niechcący usunęłam wszystkie obserwowane blogi! Dotarcie do Was po raz drugi to niezły wyczyn i zabierze mi na pewno kilka dni. Dlatego będę Wam bardzo wdzięczna, jeśli w komentarzu zostawicie namiar do siebie. Takie ułatwienie. Proszę <3

A jeśli już do Was dotarłam, to zostawcie namiar na Wasze ulubione blogi :-) Chętnie zaglądnę!

Viewing all 74 articles
Browse latest View live